Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Math86 z miasta Katowice. Mam przejechane 16618.10 kilometrów w tym 1674.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.04 km/h

Sezon 2011
baton rowerowy bikestats.pl
Sezon 2010
baton rowerowy bikestats.pl
POWERIDE MTB
ENDOMONDO
SCS OSOZ

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Math86.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:1794.90 km (w terenie 1354.00 km; 75.44%)
Czas w ruchu:124:53
Średnia prędkość:14.56 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Suma podjazdów:24595 m
Maks. tętno maksymalne:188 (96 %)
Maks. tętno średnie:168 (89 %)
Suma kalorii:71841 kcal
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:69.03 km i 4h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
88.00 km 88.00 km teren
06:26 h 13.68 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
TRIMP:
HR max:171 ( 90%)
HR avg:150 ( 79%)
Podjazdy:2665 m
Kalorie: 6256 kcal
Rower:Giant NRS

Beskidy MTB Trophy 2011 II

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 03.07.2011 | Komentarze 0

Etap drugi 6:26:57 M2 45/91 Open 136/382
Wydatek energii 6256 kcal
Hr AVG/MAX 150/171
Przewyższenia 2665
Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
71.00 km 71.00 km teren
05:03 h 14.06 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
TRIMP:
HR max:182 ( 96%)
HR avg:159 ( 84%)
Podjazdy:2380 m
Kalorie: 5422 kcal
Rower:Giant NRS

Beskidy MTB Trophy 2011 I

Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 03.07.2011 | Komentarze 0

Etap pierwszy 5:03:33 M2 46/102 Open 145/436
Wydatek energii 5422 kcal
Hr AVG/MAX 159/182
Przewyższenia 2380
Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
84.00 km 84.00 km teren
05:36 h 15.00 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
TRIMP:
HR max:179 ( 95%)
HR avg:158 ( 84%)
Podjazdy:2840 m
Kalorie: 5983 kcal
Rower:Giant NRS

Powerade Suzuki MTB Maraton - Karpacz

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 3

W dniu startu przebudziłem się z fatalnym samopoczuciem, głowa strasznie mnie bolała, czułem jakbym miał kisiel w głowie wszystko się w środku trzęsło - w głowie, a podobno ta pusta jest :P, ponadto samopoczucia nie poprawiła mi pogoda za oknem, ufff nie wiele brakowało a bym nie wystartował.

Zebrałem się w sobie na 15 minut przed zamknięciem sektorów startowych - samemu oczywiście ciężko było mi zebrać się w sobie by stawić się w sektorze startowym, do głowy doszły jeszcze komplikacje, mhm jak by to nazwać ? po prostu musiałem udać się z 4 5 razy na posiedzenie... trochę lepiej...

Przebrałem się i pojechałem, z myślę że jeżeli będę się dalej czuć tak fatalnie to zjeżdżam z trasy.

Coś się ze mną działo, bo od samego początku mnie strasznie dusiło i chciało mi się wymiotować, tętno mocno poza założonym tętnem maksymalnym na pierwszym podjeździe, głowa przepona i żołądek dają ostro w kość... ale miałem w zasięgu wzroku resztę osób z mojego Teamu więc postanowiłem się spiąć by do nich dołączyć... Nie udało mi się to na pierwszym asfaltowym podjeździe, jednak nieco dalej, nie pamiętam już dokładnie, ciesze się jednak że mogłem w końcu pozjeżdżać trochę ze Śledzikiem - to był ogień... niestety przed drugim bufetem czuje z opóźnieniem że przez coś przejechałem, pewnie był to jakiś kamol, aż dziw że nie wyrwało mi kierownicy, dobrze myślę jedziemy dalej jednak okazało się że ręce utrzymały kierownice, ale opona nie wytrzymała, szczęście w nieszczęściu dojeżdżam idealnie na drugi bufet rzucam rower za bufet, tak aby nikomu nie tarasować drogi i by wszyscy mieli pełen dostęp do bufetu. Ha były żele energetyczne więc wrzuciłem sobie do kieszeni jednego wciągnąłem i zapiłem wodą, w tym samym czasie Pan napełniał mi bukłaka. Przy okazji rozrzucałem żele innym uczestnika giga którzy na widok żeli strasznie sie ucieszyli, wciągam przy okazji trochę arbuza, pomarańczy wypijam jeszcze wodę zarzucam plecak na plecy i jadę dalej.

Oczywiście chłopcy polecieli dalej, tu skończyła się fala żółtych na szlaku, niestety do samego końca nie było mi dane więcej razy pozjeżdżać ze Śledziem...

Cóż więcej pisać trasa strasznie mi się podobała, zwłaszcza zjazdy po kamieniach a w zasadzie między nimi, było tylko jedno miejsce - na szczęście, gdzie moje opony nie dały rady lecz te miejsce szybko i sprawnie pokonałem pieszo.

Były chwile zwątpienie, jak to na każdym maratonie wiele pomogło mi doświadczenie i znajomość trasy innych uczestników imprezy, podsłuchałem że zaczyna się najdłuższy i najcięższy podjazd tak też starałem się go podjeżdżać z rezerwą, tak aby wystarczyło sił do końca...

Znacznie opadłem z sił jadę widziałem kilka osób jadących i po prostu przewracających się po prostu na bok zapewne z braku sił... Przed końcem wymija mnie kilku uczestników, trochę zdemotywowany tym faktem przepycham korby... czuję i wiem że nie jest dobrze na liczniku 80km, a miało być 80 :P nic jadę i jadę, na szczęście wykończenie maratonu było jak dla mnie, bach czerwony napis 2KM no to Matek jedziemy... krótkie techniczne podjazdy i zjazdy, tak właśnie zjazdy na końcówce pomogły mi w przeskoczeniu o 2 oczka... tak już szczęśliwy dojeżdżam do mety.

Trochę rozczarowany faktem złapania kapcia, ale nie będę bujał w obłokach i pisał co by było gdybym nie złapał laćka, bo tego nie wiem... Wiem było zajefajnie !!!

ach i ten makaron na słodko :)

Wyresik;



Zdjęcie ze sportgrafa;



w końcu się załapałem do top shot'a :)

Coś pewnie jeszcze dorzucę jeżeli tylko znajdę.


Czas 5:36:26 open 56/159 M2 18/41
Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
68.00 km 68.00 km teren
05:00 h 13.60 km/h:
Maks. pr.:64.00 km/h
TRIMP:
HR max:173 ( 92%)
HR avg:156 ( 82%)
Podjazdy:2450 m
Kalorie: 5184 kcal
Rower:Giant NRS

Powerade Suzuki MTB Maraton - Krynica

Sobota, 28 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 3

Nazbyt wylewny nie będę, ponieważ nie znam nazw szczytów i dokładnie nie pamiętam co gdzie i jak, wiem tylko że początkowo chciałem utrzymać tępo pewnej Pani, jednak zdecydowałem się jechać ciut szybciej.

Drugie co pamiętam, że JPbike ma naprawdę wysoką kulturę pracy nóg,co dokładnie chciałem przez to powiedzieć, JPbike nie ma młynka, a turbo młynek - wielki szacunek za turbo młynek, dla porównania jechałem średnio jedna koronkę niżej, bo na turbo młynku było mi trochę za "ciężko".
Ach ach! no i te zjazdy nastroszone niesamowicie ku glebie, naprawdę potrafiły zmieszać z błotem, a jego nie brakowało, były też korzenie i luźne kamienie - na szczęście nie było mi dane się przekonać, przekonałem się jednak że mam braki w technice jeżeli chodzi o takie zjazdy jak mhm że tak napiszę ten za rowem, który pięknie przeskoczyłem, porwałem się i zacząłem go zjeżdżać tylko 1/4 ujechałem w siodle właściwie za siodłem, chociaż w zasadzie to ujechałem w pedałach o tak będzie najtrafniej, później jednak zapaliła mi się czerwona lampka - pamiętam z Trophy jakie to uczucie gdy sunie się do dołu szybciej i szybciej bez możliwości zatrzymania, bo próba tego manewru kończyłaby się glebą, a ta byłaby na owej "górce za rowem" nie wskazana i chodź po oślizgnięciu się niżej usiłowałem zjeżdżać to niestety bez powodzenia, chciałoby się napisać że to przez opony, chodź odpowiadały w pewnym procencie za niepowodzenie, jednak musze przyznać, że głównie technika i doświadczenia z Trophy.
Tak też pozostało mi się osuwać na dół i podziwiać jak nieliczni pięknie pokonują ten zjazd, no i JPbike też tu na końcówce pięknie zjeżdżając mnie wyprzedził, pięknie! Co pozostaje pisać dalej był to mój pierwszy start na tejże etapówce jaką była Krynica-Zdrój i chodź pogodą nas nie raczyła pocieszyć to trasa była wspaniała, czytając relacje innych wspomnieć muszę o górze parkowej której również nie udało mi się zjechać, chodź niewiele brakowało ach, mam z niej fajną fotkę tylko muszę ją odkopać, ooo ten wyraz twarzy jest bezcenny :d
Może troszkę o podjazdach, te jechało mi się bardzo dobrze i nie czułem już tej dobrze znanej z ubiegłego roku niemocy, chodź ciągle brakuje, miałem też lekkie przycięcie za połową trasy, lecz czego to było rezultatem nie mam pojęcia, pod koniec do walki pobudził mnie Pan z numerem 701 którego dość skutecznie udało mi się odstawić na kawałkach gdzie miałem dobrą trakcję, czyli na asfalcie i betonowo płytowych podjazdach, jednak trochę błota i naprawdę piękne wykończenie górą parkową doprowadziło do tego że straciłem jedną pozycję i nie zmieściłem się w czasie poniżej 5h - ach no i w Krynicy miałbym tym samym powtarzalne 40 miejsce jak w Zabierzowie. Naprawdę bardzo mi się podobało i zachęciło do dalszej pracy nad sobą jak i sprzętem.

Mam nadzieję że Rafał szybko wróci do zdrowia, zabrakło Nam go na Silesi MTB CUP.

Krynica tego roku nie oszczędzała nikogo...

Niestety...

Wykresik;



Śmieszne foto o którym pisałem wyżej;



HaHa jaki burak nie mogę :D dobrze, że moja mama tego nie widziała :P aż mi wstyd, jednak wciąż lepiej jak na głowie - chodź na głowie to tak kozacko, że niby w ferworze walki :D góro drżyj w następnym roku Cię objadę, bo przelecę źle brzmi :) - taki mam plan.
Kategoria Maraton, Z Bikerami


Dane wyjazdu:
107.00 km 100.00 km teren
05:48 h 18.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
TRIMP:
HR max:176 ( 93%)
HR avg:150 ( 79%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Giant NRS

Zabierzów

Niedziela, 15 maja 2011 · dodano: 16.05.2011 | Komentarze 3

Tak więc w końcu krótki opis tego co działo się w Zabierzowie, co prawda wystarczyłoby napisać tylko - BŁOTNA MASAKRA.

Jednakże postaram się lekko rozwinąć, z pewnością nie dokonam tak szczegółowego opisu jak Śledzik. No to zaczynamy, wiemy już że było sporo błota zwłaszcza na końcówce, gdzie straciłem najwięcej błotna maź wraz z moimi CROSSMARK'ami zdecydowanie nie chciały współpracować, efektem czego były niezliczone ilości poślizgów, ba co ja piszę cały czas się ślizgałem, chciałem napisac o niezliczonej ilości upadków - takich całkowicie znienacka, w końcu rower mógł się trochę powozić na mnie :P gdyż najczęściej nawet nie zdołałem się wypiąć z pedałów, fik myk i już Matek sunie na plecach po błocie, a NRS'ko na Matku. Cóż końcówka zdecydowanie była do bani nie pozwoliła mi rozwinąć skrzydeł, chodź i tak jestem bardzo zadowolony z wyniku.

Teraz troszkę wstecz w trakcie maratonu jechało mi się bardzo dobrze na "1/3 gwizdka" siła pozostała do samego końca, przyczepności zabrakło. Bardzo dobrze sprawdził się Fox'ik chodz pod koniec niestety się przyciął, ale czego się spodziewać po używanym amorku ? najważniejsze że zrobiłem mu szybkie czyszczenie i okazało się że przez nieszczelne uszczelki załapał boroczek trochę wody przez co był jak beton, odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem jak wyglądają golenie górne w części schowane w goleniach dolnych - uff brak wytarć teflonu, więc tylko czyszczenie i wymiana uszczelek - o czym w następnym temacie "Serwis Fox'a", geometria na nowym amorku bajabongo :) nie odczówałem zmiany skoku z 100mm na 80mm, za to wygląd i kultura pracy zdecydowanie się poprawiła.

Odbiegałem troszkę od tematu, bardzo zadowolony jestem że udało mi się zobaczyć Śledzika i przez chwile jechać przed nim :) jednak no widać Śledzik to Śledzik i dołożył mi cudowne 15min na błotnym odcinku - respekt na prawdę !!! i to jak wyrwałeś na prostej. Chciałbym tak jeszcze trochę opisać, popisać... Jazda z tętnem do 165 była dobrym postanowieniem, oraz zmiana przełożeń na twardsze w chwili gdy odczuwałem zbytnią "lekkość" pod butami, zmuszając się do nieustannej pracy, zobaczymy co to będzie w Krynicy, gdyż zdaje sobie sprawę że Zabierzów był zdecydowanie słabiej obsadzony przez "turbo zawodników".

Oszacowałem starty w sprzęcie głównie klocki hamulcowe, nie ma bata muszę mieć ZEIT'y ! napęd wizualnie spoko pancerze również... To teraz czas na zakup nowgo kompletu klocków hamulcowych, nowych uszczelek do FOX'a wraz z olejem W7 i olejem uszczelniającym - będzie zabawa, tylko kto za to zapłaci ? :(

Ludziska jeżeli ktoś ma doświadczenie odnośnie uszczelnienia FOX'a proszę o polecenie firmy uszczelek, chcę zakupić uszczelki Firmy ENDURO, a nie oryginalne uszczelki FOX'a, co o tym myślicie. na pierwszy rzut oka wyglądają bardziej obiecująco zwłaszcza przez dodatkowe uszczelnienie po uszczelce kurzowej.

Tak to wygląda po lewej oryginał FOX'a Po prawej Enduro.



Kobiecie nigdy się nie odmawia...

Pani poczęstowała mnie Batonikiem, bo wszystko już zezarłem :P Widać na zdjęciu że trochę się poturbowałem na trasie :P

Czy to nogawki, czy to błoto ??? nie wiem, ale mi to lotto i tak było zimno.




Wynik;
40 Kat.M2 14 Mateusz Dudziński 05:47:40

Dane wyjazdu:
79.00 km 79.00 km teren
04:54 h 16.12 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
TRIMP:
HR max:180 ( 95%)
HR avg:159 ( 84%)
Podjazdy:2630 m
Kalorie: 5245 kcal
Rower:Giant NRS

Złoty Stok

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 4

Tegoroczna edycja Złotostockiego Poweride MTB Maraton, zdecydowanie odbiegała od zeszłorocznej, wszystko za sprawą pogody, która dopisała. Warunki na trasie zdecydowanie łatwiejsze, praktycznie zero błota – ba zero błota, pokonywanie podjazdów i zjazdów odbywało się zdecydowanie łatwiej i przyjemniej, jak w zeszłym roku. Chodź przyznać muszę, że brakowało trochę błota na trasie, lecz nie ma nad czym się rozczulać jeszcze kilka edycji i szansa na wpis – „błotny maraton”. Naprawdę jak na pierwszą górską edycję lepszych warunków nie mogliśmy sobie wymarzyć. Odczucia z maratonu jak najbardziej pozytywne, nie zabrakło chwil w których ból kipiał w mięśniach, brakowało powietrza jak i pojawiała się chwila zwątpienia – ale właśnie o to wszystko chodzi by walczyć z własnymi słabościami. Wiele pracy jeszcze mnie czeka wydolnościowo wciąż kuleje i dobrego uda starcza na zaledwie 2-3h jazdy, lecz nie zrezygnuję z dystansu Giga za sprawą kulejącej wydolności, będziemy jeździć, ujeżdżać się i miejmy nadzieję na progres.

Jedziemy jedziemy


Uciekamy uciekamy


To już chyba meta? Chyba tak, ale jakoś sił na uśmiech brak :)



2011
Czas przejazdu 4:54:57
Open 80/189
M2 32/58

2010
(Czas przejazdu 6:35:51)
Open 132/175
M2 47/60
Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
0.00 km 52.00 km teren
04:22 h 0.00 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
TRIMP:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Giant NRS

Istebna zakończenie sezonu...

Niedziela, 26 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 4

Na starcie znajome twarze jak zawsze, pogoda dobra chodź chłodno... jednak sytuacja szybko się zmienia po starcie, pierwsze podjazdy i już człowiekowi gorąco. To był mój kolejny start bez pulsometru i muszę przyznać że nie potrafię szacować "na czuja" swego stanu więc jechałem jak noga podaje z lekkim i większym odczuciem zmęczenia, wydawało mi się że wszystko gra zatrzymałem się na pierwszym bufecie napełniłem bidon i dalej samopoczucie jak to na maratonie zmęczenie jednak noga kręciła się dalej widok Śledzika i DMK77 jakoś mnie napędzał aż do 35km gdzie odczułem iż to nie moje tempo i zaczęła się tendencja spadkowa, a raczej ostre odcięcie. Lecz się nie przejąłem zrzuciłem sobie przełożenia i wdrapywałem się dalej z myślę lepiej jechać niż się zatrzymywać czy prowadzić odczułem lekką poprawę podjazdy już nie męczyły więc lekkie przyśpieszenie tempa, niestety na krótko skończyło się picie brak żeli no trudno to już ponad połowa dystansu, wiec powtarzam procedurę regeneracji :P lżejsze przełożenie i kulamy się do przodu i tu pojawia się problem bunt organizmu a bufetu nie widać po pięknym asfaltowym dla mnie nigdy nie kończącym się podjeździe docieram zamroczony do bufetu jem rodzynki arbuza i banany napajam się dobrze wciskam kilka ciastek nie śpiesząc się specjalnie oddychając po czym ruszam dalej, jednak nie zdawałem sobie sprawy że to już po dzwonku nie ujeżdżam za daleko i przygniata mnie uczucie zmęczenia brak możliwości jazdy pod górę zjazdy już też męczą... wiec zatrzymuje się 2km przed metą dystansu mega i siadam w trawie na polance patrząc jak jadą zawodnicy z giga i mega miałem to szczęście gdy siedziałem przejeżdżała czołówka dystansu Giga Brzuska, Kaiser, Czarnota haha ja zaczynałem pętle a oni już kończyli, zabawne jak można jechać i sobie gawędzić, a do tego pozjeżdżać na pierwszych miejscach. Odniosłem wrażenie że dla nich to była taka niedzielna przejażdżka po górach... no nic poddałem się i zjechałem nie próbując rozpoczynać pętli giga, człowiek musi umieć przyjąć porażkę śmiejcie się, a co tam :) ja wiem kiedy ze sceny zejść aby makaron i do auta na rowerze swą dupę dowieść...
Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
50.00 km 40.00 km teren
04:27 h 11.24 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
TRIMP:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1700 m
Kalorie: kcal
Rower:Giant NRS

Rabka Zdrój Bolesny Maraton

Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 12.09.2010 | Komentarze 6

Już tam jesteśmy wszyscy po krótkiej rozgrzewce stoimy w swoich sektorach startowych, słuchając muzyki, informacji o przebiegu i skróceniu trasy z uwagi na panujące na niej warunki, faktycznie nie ułatwiały jazdy – jazda pod tytułem; „ślizgi płaskie i ukośne, ewentualnie bączki w błocie”.

Pogoda jak na tę porę roku beznadziejna, jednak z uwagi na brak opadów (przynajmniej na początku) można było ją zaliczyć do udanej.
Przed startem problemy z pulsometrem, cóż troszkę się zdenerwowałem bo nie wyobrażałem sobie jazdy bez pulsometru lecz to nie była pierwsza atrakcja jaka mnie czekała, nie byłem świadomy że przy wymianie klocków hamulcowych nie włożyłem zawleczki zabezpieczającej, czego efektem była strata klocków przy pierwszym hamowaniu, o co chodzi !!?? pompuje klamkę i nic SZOK ! patrzę przewód jest w klamce, szybko rzucam okiem na zacisk i już wiem o co kaman… no cóż myślę sobie ważne że przedni sprawny i tak od 5 kilometra wspólnie z jednym hamulcem pokonywaliśmy trasę.
Jednak to nie były jedyne problemy techniczne, nie zajechałem daleko i zaczęło się zaciąganie łańcucha, pięknie przy dobrych wiatrach może dojadę… w połowie trasy na pętli przy stromym zjeździe po luźnych kamieniach na zbyt się puściłem i nie było możliwości z jednym do tego przednim hamulcem wyrobić się na zakręcie w lewo, piękne efektywne OTB na szczęście w maleńkie choinki upadek bez bolesny brak strat w zdrowiu i sprzęcie.
Dalszą jazdę kontynuowałem nieco spokojniej przed zakrętami zwalniając mocno, jednak na prostej puszczam klamkę i na krechę w dół, udało mi się wyprzedzić naszego wariata Śledzika jednak tylko z górki. Tak sobie jadę dalej trasa skąpana we mgle dając trochę upragnionego chłodu, który jednak szybko okazał się zły gdyż na jednym z pierwszych podjazdów zrzuciłem bluzę i zaczęło mi być nieco chłodno.
Mijają kolejne kilometry przy oddźwiękach wydawanych przez mój układ napędowy, siły już też opadły, pognałem nieco za mocno na początku jednak, pulsometr jest mi nie zbędny zwłaszcza na podjazdach by móc się kontrolować i jechać swoje, cóż zwalniam sporo i jadę dalej, podjazdy zjazdy jestem nieco podekscytowany pokonywaniem wszystkich przeszkód jedynie z przednim hamulcem bez większych problemów, jednak zapał i ekscytacja opadła w ułamku sekundy przy kontakcie z ziemią, przy zajechaniu drogi przez jednego z uczestników, przecież nie mogłem w niego po prostu wjechać, to co ? hamujemy lecz mamy tylko przedni, dane zdarzenie;

Prędkości; 35 – 40km/h
Nawierzchnia; Luźne i mokre kamienie
Medium hamowania; Hamulec hydrauliczny 180mm tarcza – tylko przedni
Nie przewidziany manewr uczestnika

Podstawiając to wszystko do wzoru, wynik jest jedno znaczny DZWON jak stąd do Berlina…
W pierwszych chwilach nie wiedziałem co się dzieje ból przeszywa mnie w zadłuż i w poprzek, słyszę hamowanie; „nic Ci nie jest ?” nie jedź! Jedź.
Leże tak jeszcze chwile turyści pytają się nic Panu nie jest, nie pamiętam co powiedziałem.
Słysząc nadjeżdżających rowerzystów przenoszę się z bólem na bok kładę rower i siebie w trawie, turyści podchodzą pytają; „wezwać pomoc” ja mówię nie, nie muszę tylko poleżeć chwile bo porządnie się obiłem, ruszam nogą, DZIAŁA myślę nie ma źle, ruszam ręką, również DZIAŁA. Ja sobie chwile tak poleżę i pojadę dalej. Leże i widzę jak mijają mnie inni uczestnicy niektórzy zwalniając i zachowując się jak należy pytają, dziękuję.
Widać na maratonie nie zginie człowiek jeżeli jego uraz nie jest na zbyt poważny i leży blisko trasy w widocznym miejscu.
Trochę się śmieję bo nic się nie stało kości i stawy na szczęście wytrzymały, lecz będzie trzeba wziąć małą poprawkę… trochę utykam na nogę ale to przez stłuczenie nogi. Myślę będzie dobrze.
Dobrze dosyć rozczulania się, wstaję patrzę pięknie ujrzałem jednorożca, róg wyrwany z kawałkiem kierownicy siodełko podarte no to przy tym dzwonie straty są w sprzęcie i zdrowiu, rozglądam się zabieram róg do kieszeni wsiadam i kontynuuję jazdę na szczęście do mety zostało 15km – myślałem aby zjechać jednak w większości były zjazdy i na szczęście tylko 10km do mety, zjeżdżałem od tej pory dużo spokojniej non stop na hamulcu ok. 15 25km/h i patrzałem jak mija mnie kolejna grupka, ale mówię wystarczy już dziś… jadę spokojnie gdzie mogłem to ustępowałem miejsca… wyjeżdżam na ostatni asfaltowy odcinek patrzę gościu mnie wyprzedza rozglądam się mówię nie to już końcówka przyśpieszam i gonię za nim na mecie okazuje się że był z dystansu mega.

Cóż straciłem ok. 10 – 13 minut ale ważne że dojechać się udało, podszkoliłem się w jeździe na przednim hamulcu, na pewno był to dobry trening, niestety nie nauczyłem się jeszcze upadać bez boleśnie i chyba jedyną alternatywą pozostaje nie wywracać się.

Później uroczysta kąpiel w rzece i obmywanie siebie i rowerów, na szczęście nie trzeba było ściągać ubrań bo byłą by kupa śmiechu, po takim wymarznięciu i po kąpieli w górskim strumyku, a i butów nie trzeba było ściągać! Na koniec kilka zdjęć, jak coś znajdę to dołożę.

To był dobry i jakże bolesny maraton… Open 67 M2 27 4:27:19


Rabka Zdrój © Math86


Rabka Zdrój © Math86



Rabka Zdrój © Math86



Edit; i rozwiałem me wątpliwości odnośnie tego co by stało się z rowerem gdybym wskoczył na nim do wody, utonął by czy pływał - pływał by :) kiedy chopaki organizujemy skoki do wody :P ?
Kategoria Z Bikerami, Maraton


Dane wyjazdu:
40.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
TRIMP:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Giant NRS

Kraków DNF

Sobota, 28 sierpnia 2010 · dodano: 28.08.2010 | Komentarze 6

Niestety sprzęt zawiódł, co nie oznacza że człowiek by nie wymięknął, gdyż warunki były nie banalne... przede wszystkim chłód, bo do błota zdążyłem przywyknąć jedno wiem nigdy więcej klocków hamulcowych z Acce*t* to jakieś scierwo 35zł i dupa z jazdy w błocie takie klocki to do babci do roweru by sobie mogła wyjechać po bułki do sklepu co niedziele :P ogólnie początek całkiem nie źle, później przednia przerzutka zaczęła się buntować, ale jakoś dawałem radę przeklinając pod nosem to tu pociągnąłem linkę to tam kopnąłem z piętki i dalej... no ale bez hamulców to nie dało rady jeszcze pod koniec jeszcze przednia manetka odmówiła całkowicie posłuszeństwa :( jak gdyby zapadki się zacięły, jednak po oględzinach w domu okazało się że to wina panceża który się rozwarstwił i skutecznie zablokował linkę w pancerzu... no nic to teraz się odkuję pizza i piwo, co za porażka :/

I Chyba nie ma klocków

Zacisk XT © Math86


Tak po klockach hamulcowych pozostały tylko blachy hamulcowe które skutecznie zjechały moja tarczę :/ blachy jak żyletki jeszcze trochę i bym miał tak jak Adam i Rafał hamowanie tłoczkiem...

Blachy hamulcowe © Math86


Kraków DNF © Math86


No ale start udany Teamowy :)

Niby zwykły Kraków, a jednak :/
Kategoria Maraton, Z Bikerami


Dane wyjazdu:
77.00 km 74.00 km teren
05:21 h 14.39 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
TRIMP:
HR max:174 ( 88%)
HR avg:155 ( 79%)
Podjazdy:2600 m
Kalorie: 3848 kcal
Rower:Giant NRS

Międzygórze

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 20.06.2010 | Komentarze 4

Udało się przejechać bez żadnych upadków :) NRS zdał egzamin po zmianie mostka na -17 100mm, w końcu mogę spokojnie pokonywać podjazdy bez odrywania przedniego koła, na zjazdach nie odczuwałem bym był na granicy OTB wiec jest dobrze :), pozostało wymienić "oczko amortyzatora" bo trochę się tłukę jadąc w dół... Co do samego Maratonu, pogody lepszej nie mogliśmy sobie wymarzyć, kondycyjnie wciąż jestem kaleką, pozostało pracować pracować i jeszcze raz pracować nad sobą. Przekonałem się, że już najwyższy czas zainwestować w pompkę na naboje, bowiem ręczną pompką ojjj katorga, a miałem tylko 1,9" co by było przy 2.1" wole nie myśleć... pomimo jednej "gumy" udała mi się dalsza ucieczka przed Adamuso, Grzesiem, Rafałem... chodź czułem, że gdybym miał przejechać jeszcze dodatkowe 5-10km moja ucieczka mogła by się skończyć niepowodzeniem. Open 94/154 M2 37/49 5:21:13...

Dzięki Pani Katarzynie wielu z nas ma zdjęcia z Międzygórza link do galerii http://picasaweb.google.com/katarzyna.mariak .

Ja i mój "Wściekły Byk"- Jak nazwał mój rower Adamuso z uwagi na mostek -17*

Międzygórze 2010 © Math86
Kategoria Maraton, Z Bikerami